Czy wiecie, że w liczącym 8 mln ludności Londynie nie jest żadnym problemem kupienie codziennie świeżej sałaty prosto z pola lub przywiezionego dwa dni wcześniej prosto z dojrzewalni od producenta – francuskiego sera Comte?
Możecie wzruszyć ramionami, ale z ręką na sercu powiedzicie – gdzie we Wrocławiu, Poznaniu lub Warszawie lub innym miejscu gdzie mieszkacie, kupicie codziennie produkty spożywcze o których będziecie mogli powiedzieć – tak, pochodzą one prosto od rolnika a nie z giełdy towarowo-warzywnej na przedmieściach i co za tym idzie – bardzo często z najbardziej egzotycznych stron świata.
Jeszcze kilka lat temu podobnie było w Londynie. Aż pojawił się Borough Market. To znaczy on był tam cały czas, bo jego historia pod tą nazwą datuje się od 1756 roku, a jeśli spojrzycie na ich stronę internetową gdzie piszą o swojej historii to zobaczycie, że potrafią ją przedstawić 2000 lat wstecz – aż do przybycia na teren obecnego Londynu legionów rzymskich w AD 54 r 🙂
Obecnie, dzięki temu, że kilka osób, kilka lat temu, poszło po rozum do głowy – jest to wspaniałe miejsce gdzie londyńczycy mogą kupić świeże produkty spożywcze z Wysp oraz kontynentu. I zyskując tym samym alternatywę dla wszechobecnych w supermarketach i sklepach osiedlowych jabłek z Nowej Zelandii, czosnku z Chin i pomidorów z Hiszpanii.
Obejrzyjcie zresztą zdjęcia, które zrobiła w ostatnią sobotę Ewa Spohn. A zwłaszcza na planszę z drogą sera Comte z Francji na stoisko na Borough Market 🙂